Coraz częściej przekonuję się, że umiejętność szycia na maszynie przydaje się w najmniej oczekiwanych momentach. Czasami coś się popsuje i wymaga szybkiej, szyciowej naprawy. Czasami jest potrzeba odmiany we wnętrzu i uszycia czegoś nowego na poprawę nastroju (np. poszewek na poduszki). Bywa i tak, że potrzeba pojawia się nagle i.....
.....w takich momentach wiem, że nie muszę zlecieć pół miasta, aby kupić to, co potrzebne na już. Tak było z sową.....Poduszką sową. Dla koleżanki. Na klasowe Mikołajki. Koleżanka ma marzenie, dziecię me marzenie chce spełnić. Jest zadanie - jest działanie. Mama siada do maszyny i tworzy.
Moja sowa jest testowa. Taka na próbę uszyta, żeby się przekonać, czy w ogóle moje zmagania przy maszynie spełnią oczekiwania dziecięcia. Wiecie - ta sowa nie może być byle jaka, żeby 'siary' nie było. Mobilizacja na 1000%, bo 100% to za mało :)
Wykroiłam korpus poduszki-sowy, wycięłam oczy, nos i zabrałam się za szycie. Biała część oczu to bawełna podklejona wkładem koszulowym w celu usztywnienia. Czarna część oczu to tkanina welurowa, podobnie jak nos. Elementy te przyszyłam do wierzchniej części gęstym zygzakiem.
Całość zszyłam owerlokiem, pozostawiając otwór na wywinięcie i wypełnienie poduszki kulką silikonową. Otwór zszyłam ręcznie. No i testowa sowa jest. Przeszła kontrolę i została dopuszczona do użytkowania :) Teraz tylko muszę uszyć egzemplarz docelowy w zupełnie innej kolorystyce. Sama od siebie wprowadzę kilka zmian-ulepszeń, bo jak to ze mną - zauważyłam, że może być lepiej. Zmienię troszkę kształt, w innym miejscu naszyję oczy i doszyję skrzydełka. Będzie wersja 'ful wypas' :)
O sowie zbyt wiele napisać się nie da, więc zostawiam fotki i zmykam. Dodam tylko, że szycie takiej sowy to chwilka. Kłopot może sprawić naszycie oczu i nosa, ale jeżeli radzicie sobie z naszywaniem aplikacji to obejdzie się bez problemów.
Miłego dnia!!!!